Doświadczenie w administracji, odpowiedni wiek i pracowitość to główne cechy, które według Wioletty Mrozkowiak czynią ją dobrą kandydatką na burmistrza Bielska. Jako jedyna z czwórki kandydatów zdecydowała się odpowiedzieć nam na siedem wyborczych pytań
REKLAMA
Pytania takie zadaliśmy wszystkim kandydatom walczący o fotel burmistrza Bielska. Wioletta Mrozkowiak pytani otrzymała jako ostatnia, odpowiedziała jako pierwsza.
Oto jej odpowiedzi:
Dlaczego zdecydowała się Pani startować w wyborach na burmistrza?
Wioletta Mrozkowiak: Uznałam, że moje wieloletnie doświadczenie zdobyte podczas pracy w urzędach administracji publicznej różnych szczebli i w różnych miastach daje gwarancję sprawnego zarządzania urzędem miasta. W mojej ocenie Bielsk potrzebuje spojrzenia osób, które są stąd, a jednocześnie mają dorobek zawodowy, który został zdobyty w innych miejscach procentujący w pracy na jego rzecz. Myślę, że jestem w dobrym wieku, aby kandydować, gdyż nie jestem za młoda ani zbyt dojrzała. Poza tym w naszym mieście nie było burmistrza kobiety.
Dlaczego to właśnie na Panią wyborcy powinni oddać swój głos?
Z powodów wyżej wymienionych oraz dlatego, że jestem osobą spoza wszelkich istniejących w Bielsku układów i powiązań. Jestem osobą , która swoim dotychczasowym zawodowym dorobkiem gwarantuje na tym stanowisku uczciwość, pracowitość i odpowiedzialność.
Czy obawia się Pani konkurentów?
Konkurentów nigdy nie należy lekceważyć i ta zasada mi również towarzyszy.
Jakimi sukcesami na niwie samorządowej i społecznej może się Pani pochwalić?
Największym sukcesem jest, jak wspomniałam, mój dorobek zawodowy. Swoista „aplikacja administracyjna”. Pracując w ministerstwach, urzędzie centralnym , Podlaskim Urzędzie Wojewódzkim, bielskim urzędzie miasta oraz w bielskiej PT KRUS wiele się nauczyłam, często miałam okazję pracować z osobami będącymi wysokiej klasy specjalistami w dziedzinie, którą się zajmowały. Tę wiedzę i doświadczenie chciałabym zaprezentować służąc miastu i jego mieszkańcom jako burmistrz.
Co uznaje Pani za swoją największą porażkę?
Nie lubię tego słowa. Myślę, że jak dotąd nic w moim życiu nie zasługuje na to miano. Były niepowodzenia, ale z każdego zawsze starałam się wyciągać dla siebie na przyszłość jakieś wnioski i w ten sposób korzystać z tych zdarzeń konstruktywnie.
Jakie cele stawiałaby Pani sobie na najbliższe pięć lat w przypadku wygranej?
Wiele zależałoby od realnych możliwości, które oszacowałabym będąc już na stanowisku burmistrza. Starałabym skupić się najpierw na najpotrzebniejszych potrzebach mieszkańców nie rezygnując jednocześnie z ambitnych planów dotyczących rozwoju miasta i budowania jego pozycji w regionie. Lata te byłyby wypełnione ciężką pracą na rzecz poprawy życia w mieście, uatrakcyjnienia go z wykorzystaniem wszystkich dostępnych środków oraz we współpracy z innymi samorządami i instytucjami przy aktywnym, o ile tego zechcą, głosie mieszkańców.
Co by Pani robiła, gdyby nie została pan burmistrzem?
Na to pytanie będę umiała odpowiedzieć dopiero po 7 kwietnia, gdyż wiele zależy od wyniku osiągniętego w wyborach. Jednak niezależnie od werdyktu wyborców doświadczenie zdobyte podczas kampanii wyborczej będę traktowała jako ciekawe i ważne w moim rozwoju zawodowym.
(azda)
REKLAMA